Mój mąż znany również jako „człowiek z końca Internetu” zaskakuje mnie codziennie nowymi znaleziskami z głębin sieci. Między śpiewającymi lisami a kotami w chlebie trafi się czasem w jego zbiorach jakaś perełka, którą zainteresuję się sama. Zwłaszcza, jeżeli to coś z mojej „branży” ;) Tak było tym razem. Znalazł takie coś, co zowie się ramen
(Czytaj dalej…)